Kiedy zainteresowałam się kosmetykami i makijażem, na youtubie królowały haule z siaty, świeczki yankee candle i pomadki z maca. Czuję ogromny sentyment i tęsknotę do tamtych czasów, gdy każda nowość na rynku była zauważona i szeroko komentowana, a przede wszystkim wyczekiwana. Po części z tego sentymentu postanowiłam kupić sobie tradycyjną pomadkę z maca. W głowie cały czas miałam jak pożądane kiedyś były odcienie typu ruby woo, rusian red, candy yum-yum. Nawet w opisie tych pomadek można przeczytać, że jest to produkt który rozsławił markę. Ostatecznie zdecydowałam się na równie popularną, ale o wiele bardziej stonowaną Velvet Teddy. Czy poczułam rozczarowanie, czy zrozumiałam zachwyty przekonacie się w dzisiejszej recenzji.
Zdecydowałam się na zakup miniatury, ponieważ jak powszechnie wiadomo ciężko dobić dna w pomadce. Zazwyczaj mamy ich kilka bądź kilkanaście i tak często nimi rotujemy, że szybciej się przeterminowują niż widzą dno. Cena też miałą znaczenie. Miniatura była znacznie tańsza, choć i tak była to dość wysoka jak dla mnie kwota. No ale na urodziny można sobie pozwolić na mały luksus 😉. Pomadka zapakowana jest w kartonik, który podpowiada jaki kolor znajdziemy wewnątrz. Samo opakowanie pomadki jest plastikowe i ma charakterystyczny, opływowy kształt. Bardzo podoba mi się stylistyka zarówno tego kosmetyku, jak i całego asortymentu marki. Gramaturowo pomadki jest dość sporo, bo 1,8g i mimo, że intensywnie ją testowałam przez ostatnie dwa miesiące to zużycia nie widać. Kolor pomadki to brudny róż z dużą domieszką brązu. Jak ją pierwszy raz zobaczyłam to zdziwiłam się jaka jest ciemna, ale na ustach okazało się, że to po prostu "lepszy kolor moich ust". Nakłada się gładko i od razu uzyskujemy stu procentowy pigment, przy lekko błyszczącym, satynowym wykończeniu. Szminka jest bardzo komfortowa w noszeniu, nie przesusza ust, ale też lekko ją na nich czuć. Zazwyczaj takie pomadki są bardzo nietrwałe, ale nie ta. Spokojnie jest w stanie przetrwać suchy posiłek. Wiadomo że z napojami i tłustszym jedzeniem może być problem, ale szczerze mówiąc nastawiłam się na zerową trwałość - tak jak miało to miejsce we wszystkich klasycznych szminkach jakie miałam.
Długo zastanawiałam się jak ją ocenić. Czy jestem zawiedziona, czy spełniła moje oczekiwania... Nie wiem. Zawiedziona nie jestem, bo wiedziałam, że największym znakiem zapytania będzie trwałość. A ta okazała się dużo lepsza niż w innych tradycyjnych pomadkach. Zachwycona też nie jestem, bo też nie jestem typem który lubuje się w szminkach. Zdecydowanie bardziej wolę piekielnie trwałe i suche płynne pomadki. Velvet teddy ma ładny kolor, jest komfortowa w noszeniu i kupując ją spełniłam moje wielkie marzenie sprzed lat. Nie powiem, kusi mnie jeszcze sprawdzić czerwień, bo lubię nosić ten kolor na ustach, a ruby woo czy russian red to piękne kolory. Czy ostatecznie zdecyduję się na którąś? Zobaczymy.
Znacie markę mac? Posiadacie jakieś kosmetyki z ich asortymentu? Jaki rodzaj pomadek i ich wykończenia należy do waszych ulubionych?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No tak kiedyś te pomadki były mega popularne, a teraz chyba się o nich zapomniało już.. Mnie nigdy nie kusiły jak się pewnie domyślasz :D Aczkolwiek kolor wydaje się 'mój' szkoda, że go lepiej nie pokazałaś na zdjęciu :)
OdpowiedzUsuńDo nadrobienia pokazanie koloru ;)
UsuńPamiętam czas popularności tych pomadek. Każda szanująca się youtuberka i blogerka miała je w swojej kolekcji. Owszem kusiły mnie kiedy te pomadki, ale później jakoś mi przeszło. Dzisiaj w drogeriach można znaleźć o wiele tańsze i równie ładne pomadki,jeśli ktoś jest miłośnikiem szminek. A poza tym mam wrażenie, że mac jakoś nie poszedł z duchem czasu w kwestii swoich produktów 😉
OdpowiedzUsuńWłaśnie w drogerii żadna mnie nie kusiła tak jak mac. W ogóle wobec tylu nowości mam wrażenie że najmniej wychodzi pomadek. Zgadzam się, że mac trochę pozostał w tyle ;)
Usuń