Muszę przyznać, że w lutym brakuje mi trochę motywacji, a pisanie postów idzie mi nieco oporniej. Trudno jednak zwalać to na brak czasu – przecież zawsze jest go za mało. Dlatego dziś postanowiłam wypróbować nową formę wpisów – podsumowanie miesiąca.
Doszłam do wniosku, że na blogu przydałoby się coś lżejszego, co przełamie schemat recenzji, denek i hauli. Dawno temu próbowałam już podobnego formatu, ale wtedy skłaniałam się bardziej ku rozszerzonej wersji ulubieńców. Tym razem mam inny pomysł na jego realizację. Czy ta seria zostanie na dłużej? Zobaczymy, ale warto spróbować!
#pros stycznia
W styczniu skupiłam się bardziej niż zwykle na pielęgnacji, regularności i zużywaniu kosmetyków, które już zgromadziłam. Co prawda, może to oznaczać większe zakupy w najbliższym czasie… 😉 Szczególnie dobrze idzie mi systematyczne stosowanie balsamu do ciała oraz wcierki do włosów. Balsam aplikuję niemal codziennie, a wcierkę co drugi dzień, czyli po każdym myciu włosów. Bardzo zależało mi na tym, aby te nawyki stały się stałym elementem mojej rutyny – i jak na razie całkiem nieźle mi się to udaje!
#cons stycznia
Paradoksalnie, największym minusem stycznia jest dla mnie brak regularności w szczotkowaniu ciała. Bardzo zależy mi na tym, by wprowadzić ten nawyk na stałe, najlepiej codziennie. Mam nadzieję, że zapisanie tego tutaj zmotywuje mnie do działania – i że za miesiąc będę mogła z dumą przyznać, że nadrobiłam zaległości!
Najlepszy kosmetyk stycznia
Ponieważ ulubieńcy nie pojawiają się u mnie co miesiąc – raczej w formie kwartalnych zestawień – uznałam, że w podsumowaniu każdego miesiąca powinien znaleźć się przynajmniej jeden wyróżniony kosmetyk. W końcu zawsze znajdzie się coś, co zasługuje na szczególną uwagę!
Styczeń obfitował w ciekawe odkrycia, więc długo zastanawiałam się nad wyborem. Rozważałam, czy wspomnieć o tym, jak dobrze było wrócić do szamponu L’Oréal, jak świetnie peeling Ziai pomaga mi zadbać o skórę w tej kapryśnej pogodzie, czy może wyróżnić coś z kolorówki… Ostatecznie doszłam do wniosku, że choć szampon i peeling są świetne, mogłabym się bez nich obejść. Ale jest jeden kosmetyk, którego za nic bym nie oddała – róż Stars from the Stars x Wedel. Uwielbiam to, jak potrafi „zrobić” cały makijaż! Przepięknie podkreśla policzki i dodaje twarzy świeżości 😍.
4. Rozczarowanie stycznia
W tym miesiącu walentynkowe kolekcje nieco mnie rozczarowały. Motyw serduszek rok temu szturmem podbił Instagrama, więc miałam nadzieję, że w tym roku zobaczę jego szczytową formę. Niestety, rzeczywistość okazała się mniej ekscytująca, niż się spodziewałam. Wiele marek poszło w dość przewidywalne rozwiązania – powtarzające się odcienie różu, klasyczne czerwienie i opakowania z serduszkami, które nie wniosły nic nowego. Liczyłam na spektakularne kolekcje, może jakieś ciekawe tłoczenia, innowacyjne formuły albo wyjątkowe zestawy, które wyróżniłyby się na tle poprzednich lat.
Tymczasem większość propozycji wyglądała jak odgrzewany kotlet – niby urocze, ale bez efektu „wow”. Wiele marek, które zwykle wyznaczają trendy, jakby nie miało pomysłu na coś świeżego. Spodziewałam się eksplozji kreatywności, a dostałam jedynie delikatne nawiązania do klimatu Walentynek.
Oczywiście, były też perełki – kilka pięknie zaprojektowanych produktów przyciągnęło moją uwagę np. kolekcja bell. Może w przyszłym roku marki bardziej się postarają? A może to ja miałam zbyt wysokie oczekiwania?
Na zakończenie postanowiłam dodać coś ciekawego zarówno do obejrzenia, jak i do przeczytania. Choć dni stają się coraz dłuższe, wieczory wciąż sprzyjają nadrabianiu zaległości. Tej zimy udało mi się obejrzeć wszystkie seriale, które od dawna czekały na mnie w aplikacji TVTime – w tym Lucyfera. Przez dłuższy czas utknęłam na sezonach wyprodukowanych przez Netflix, które oglądało mi się dość opornie, ale ostatecznie finał mnie usatysfakcjonował i śledziłam go z zapartym tchem.
Poza tym odkryłam Beast Games – gorąco polecam wszystkim, którzy lubią programy oparte na rywalizacji, wymagające nie tylko sprawności fizycznej, ale także psychologicznej.
Jeśli chodzi o filmy, szczególnie spodobała mi się seria The Kingsman. Jako fanka kina akcji, byłam nią w pełni usatysfakcjonowana.
Piosenką stycznia było dla mnie Lloret de Mar Maty – ma typowo wakacyjny klimat, ale nie mogłam przestać jej słuchać!
Podsumowując, styczeń okazał się miesiącem pełnym małych zmian, kosmetycznych odkryć i kilku rozczarowań. Choć nie wszystko poszło zgodnie z planem, cieszę się z nowych nawyków i ciekawych inspiracji – zarówno tych pielęgnacyjnych, jak i popkulturowych.
A jak wyglądał Wasz początek roku? Macie swoich kosmetycznych faworytów albo coś, co szczególnie Was rozczarowało?
Dajcie znać w komentarzach – chętnie poczytam o Waszych wrażeniach!
Super pomysł na serię! Szczerze myślałam kiedyś o podobnym, jak ten format był stosunkowo modny. Jednak publikując wtedy przeglądy kulturalne i ulubieńców kwartalnych uznałam, że nie ma to sensu. Teraz może bardziej by miało.. ale no nie wiem, chyba jednak nie :D Ale tą serię będę śledzić z przyjemnością i mam nadzieję, że zostanie u Ciebie na dłużej!
OdpowiedzUsuńZ kosmetyków totalnie nie dziwi mnie wybór jednak kolorówki u Ciebie :D Gratuluję też nawyków wcierania i balsamowania, u mnie akurat z tym nie ma problemu :D Co ciekawe gorzej byłoby np z płatkami pod oczy - ewidentnie mam z nimi problem :P
O beast games pamiętam, ale teraz w sumie dużo powrotów NASZYCH (:D) ulubionych programów się szykuje, więc cieżko będzie mi wcisnąć nawet jakiś serial :P Ale już nie mogę się doczekać!
Przy regularnych przeglądach kulturalnych to rzeczywiście raczej nie ma sensu 😉. Oo to z płatkami nie mam najmniejszego problemu, w tym roku praktycznie nie było dnia, żebym pominęła płatki 😅. Do naszych seriali jest jeszcze ponad tydzień, więc coś tam byś jeszcze zdążyła ogarnąć 😁
Usuńale świetny pomył ! :D
OdpowiedzUsuńdziękuję 😊
Usuń