Raz na jakiś czas, Biedronka wrzuca do swoich sklepów ciekawą serię kosmetyków bądź akcesorium, po które biegną wszystkie kosmetykomaniaczki. Czasami uda się napotkać coś ciekawego jak:
Najlepszy skład w biedronce?
czy organizer na kosmetyki z tego posta.
Dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć o esencji tonizującej z serii Korean Energy, którą kupiłam jeszcze w marcu, ale przez długi czas nie wiedziałam co o niej myśleć, dlatego recenzja pojawia się dopiero teraz.
Producentem tej serii, jak większości kosmetyków dostępnych w biedronce, jest Marion. Esencja tonizująca powstała w wyniku inspiracji "zasadami azjatyckiej sztuki pielęgnacji". Także opakowanie utrzymane jest w koreańskim stylu.
Nie wiem jak Wy, ale mnie osobiście już nudzi to podpatrywanie wszystkiego z Korei. Rozumiem podpatrzenie używania esencji w koreańskiej pielęgnacji i wprowadzenie jej w swój asortyment, ale podkreślanie w nazwie i opakowaniu źródła inspiracji to już za dużo... Napiszcie co o tym sądzicie.
Matująca esencja tonizująca o unikatowej, kremowej konsystencji. Formuła zawiera zawieszone cząsteczki matujące w postaci naturalnej krzemionki.
Zacznę od największego minusa technicznego kosmetyku - atomizera. Jest tragiczny, niedość że się zacina to trzeba czekać aż odbije żeby kolejny raz nabrać cokolwiek na wacik.
Konsystencja esencji jest dość gęsta i klejąca. Produkt rozprowadzony na twarz częściowo się wchłania, a trochę zostaje go na twarzy tworząc taką ultra cienką, lepką warstwę. Jest to fajna baza pod następne kroki pielęgnacji. Jako że jest to produkt tonizujący, to producent racjonalnie nie obiecuje gruszek na wierzbie. Na etykietce czytamy o tonizacji, odświeżeniu i zmatowieniu. Z tonizacją i odświeżeniem się zgodzę, ale o zmatowieniu nie może być mowy przy tak tłustej konsystencji. Mi to nie przeszkadza, bo taka lepka warstwa nadaje się zarówno jako baza pod krem, jak i pod podkład.
Gdyby nie ten nieszczęsny atomizer i inne opakowanie byłabym zachwycona. Tak, daję mały minusik. Nie mniej wciąż to fajny produkt.
A Wy testowałyście coś z serii Korean Energy? Lubicie testować kosmetyki z biedronki?
Najlepszy skład w biedronce?
czy organizer na kosmetyki z tego posta.
Dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć o esencji tonizującej z serii Korean Energy, którą kupiłam jeszcze w marcu, ale przez długi czas nie wiedziałam co o niej myśleć, dlatego recenzja pojawia się dopiero teraz.
Producentem tej serii, jak większości kosmetyków dostępnych w biedronce, jest Marion. Esencja tonizująca powstała w wyniku inspiracji "zasadami azjatyckiej sztuki pielęgnacji". Także opakowanie utrzymane jest w koreańskim stylu.
Nie wiem jak Wy, ale mnie osobiście już nudzi to podpatrywanie wszystkiego z Korei. Rozumiem podpatrzenie używania esencji w koreańskiej pielęgnacji i wprowadzenie jej w swój asortyment, ale podkreślanie w nazwie i opakowaniu źródła inspiracji to już za dużo... Napiszcie co o tym sądzicie.
Matująca esencja tonizująca o unikatowej, kremowej konsystencji. Formuła zawiera zawieszone cząsteczki matujące w postaci naturalnej krzemionki.
Zacznę od największego minusa technicznego kosmetyku - atomizera. Jest tragiczny, niedość że się zacina to trzeba czekać aż odbije żeby kolejny raz nabrać cokolwiek na wacik.
Konsystencja esencji jest dość gęsta i klejąca. Produkt rozprowadzony na twarz częściowo się wchłania, a trochę zostaje go na twarzy tworząc taką ultra cienką, lepką warstwę. Jest to fajna baza pod następne kroki pielęgnacji. Jako że jest to produkt tonizujący, to producent racjonalnie nie obiecuje gruszek na wierzbie. Na etykietce czytamy o tonizacji, odświeżeniu i zmatowieniu. Z tonizacją i odświeżeniem się zgodzę, ale o zmatowieniu nie może być mowy przy tak tłustej konsystencji. Mi to nie przeszkadza, bo taka lepka warstwa nadaje się zarówno jako baza pod krem, jak i pod podkład.
Gdyby nie ten nieszczęsny atomizer i inne opakowanie byłabym zachwycona. Tak, daję mały minusik. Nie mniej wciąż to fajny produkt.
A Wy testowałyście coś z serii Korean Energy? Lubicie testować kosmetyki z biedronki?
Oj tłustość u mnie odpada, matujący powinien się jednak wchłonąć...
OdpowiedzUsuńNie miałam nic z tej serii, rzadko bywam w Biedronce, ale jak będę, zobaczę na inne produkty z linii koreańskiej :)
Dlatego zasygnalizowałam że jednak nie jest taki matowy. Wiem że nie wszystkim to odpowiada :)
UsuńJa z tej serii miałam obie maski i o dziwo spodobała mi się bardziej ta w płachcie :) Jeśli chodzi o esencję to nie czuję się skuszona. Mam na oku wiele innych toników/esencji/hydrolatów o lepszym składzie :D
OdpowiedzUsuńBardzo ładne zdjęcia! ♥
Skład jak na moje amatorskie oko rzeczywiście trochę słaby, planuję sobie zamówić coś lepszego :). Dziękuję Ci bardzo, próbuję trochę poeksperymentować ze zdjęciami :)
UsuńNie kusi mnie ze względu na lepką warstwę oraz skład. Kosmetyki z biedronki lubię choćby żele pod prysznic lub maseczki w plachcie, które są fajne 😉
OdpowiedzUsuńŻele pod prysznic lubię, a co do maseczek w płachcie to ogólnie nie jestem ich ogromną fanką, więc wszystkie dla mnie są podobne :D
UsuńPrzyznam, że nie zwróciłam na nią uwagi i chyba jakoś szczególnie mnie nie kręci - ale nigdy nie byłam też podatna na koreańską pielęgnację ;)
OdpowiedzUsuńTa prawdziwie koreańska to złoto. Póki jej nie spróbowałam to też myślałam że to nie dla mnie ;)
UsuńPrzymierzam się do kupna czegoś :D
OdpowiedzUsuńŻe esencji czy czegoś z biedronki?
UsuńNie znam ale nie lubie jak te "spray" nie dzialaja :(
OdpowiedzUsuńTo jest mega irytujące ;)
UsuńWidziałam kiedyś produkty z tej serii w Biedrze, ale przyznaję, że nie zwróciłam na nie zbytnio uwagi. Dobrze wiedzieć, że esencja się sprawdza :)
OdpowiedzUsuńKosmetyki w biedronkach są fatalnie rozłożone. Ciężko je w ogóle wyłapać wzrokiem, a co dopiero lepiej im się przyjrzeć ;)
UsuńHmm mnie troszkę odstrasza ten glikol propelynowy tak wysoko :(
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie znam się na składach :D. Nie no, żartuję sobie. Mi nie szkodzi ;)
UsuńSzkoda, że atomizer się zacina. Widziałam ją w Biedronce, ale jakoś mnie nie kusiła. :)
OdpowiedzUsuńMoże uda mi się go wymienić ;)
UsuńNie, nie testowałam tego. W ogóle szczerze powiedziawszy mało rzeczy testuję. Mam kilka swoich, kilka nowych- fakt- ale starczają mi na dłuższy czas. Teraz zaopatrzyłam się w sklepie "kosmetyki z ameryki" i na chwile obecną więcej nie potrzebuję :D Taka recenzja jest jednak super, na pewno bardzo przydatna. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
Dziękuję i pozdrawiam :)
UsuńJakoś nie przekonuje mnie wizja tej lepkości w przypadku cery tłustej. Produkty matujące, są w moim wyobrażeniu, zazwyczaj suche takie aż tępe...
OdpowiedzUsuńNiestety nigdy nie trafiłam na tę serię w "mojej" Biedronce. Generalnie jeśli chodzi o pielęgnację bardzo rzadko robię tam zakupy. Jeśli chodzi o atomizery, to sporo firm niestety, ale nie grzeszy dokładnością przy wyborze tego elementu. Jest, to jest - a ty się człowieku męcz :D
W przypadku tłustej skóry to może nie najlepszy wybór, ale ja mam mieszaną w kierunku suchej więc jest okej ;)
UsuńWidziałam w Biedronce, ale nie kupowałam. Ogólnie staram się ograniczyć kupowanie kosmetyków, a w końcu korzystać z zapasów, które mi się nagromadziły :D
OdpowiedzUsuńJa zapasy mam tylko w kolorówce, więc z pielęgnacją mogę trochę poszaleć :D
UsuńPrzyznam szczerze, że baaardzo rzadko zaglądam na dział z kosmetykami w Biedronce, dlatego nawet nie słyszałam i nie widziałam wcześniej tego kosmetyku. A jeśli już tam jestem, to poluję tylko na moje ulubione maseczki do włosów Hair Food z Garniera ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio ciągle je widziałam w biedrze ;)
UsuńNiestety nie mam dostępu do Biedronki więc chociaż na blogach podpacze co tam ciekawego lub mniej ciekawego można kupić ;) Opakowanie przyciąga uwagę 😊
OdpowiedzUsuńJa mam cztery biedronki w okolicy - urodzaj :D
UsuńParę razy widziałam ją w Biedronce, ale koniec końców się nie skusiłam :) Piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńTrochę podobne do Bielendy Japan Lift, czy się myle?
OdpowiedzUsuńNie miałam nic z serii Japan Lift, ciężko mi stwierdzić ;)
Usuń