Oj dawno nie pisałam posta, dawno. Ten czas leci niesamowicie szybko i ciężko mi wszystko pogodzić. Jedyne co to udaje mi się w miarę regularnie prowadzić instagrama, ze względu na to, że umieszczane tam treści idzie przygotować dużo szybciej niż pełnoprawnego posta. Także, jeśli jeszcze mnie tam nie obserwujecie, serdecznie zapraszam.

Dzisiaj pora na posta dotyczącego denka z września i października. O dziwo nie jest źle i coś tam udało się zużyć.



Szampony z Barwy, czyli octowy, ziołowy i winogronowy kupiłam ze względy na pozytywne opinie, oraz chęć zrobienia recenzji porównawczej. Ostatecznie zrezygnowałam z pomysłu poświęcania im osobnego posta, ponieważ w zasadzie tylko ziołowy odpowiadał potrzebom mojej skóry głowy i włosów. Pozostałe dwa okazały się posiadać cechy, które nie do końca są przeze mnie pożądane - tzn dawały za dużo nawilżenia i błysku włosom, zamiast solidnego oczyszczenia, jakiego potrzebuję. Za to ziołowy zużyłam z przyjemnością, ponieważ mocno się pienił i bardzo fajnie doczyszczał skórę głowy, bez obciążania włosów. Nie mniej jeszcze raz podkreślam, że dwa pozostałe, nie były złe, lecz niedopadowane do moich potrzeb.

W końcu udało mi się także zużyć philip kingsley color frizz-fighting gloss, czyli produkt do ujarzmiania spuszonych włosów. Ma on postać gęstego i bardzo lepiącego się żelu, więc wystarczy odrobina, by pokryć całe włosy. Zbyt dużo produktu i możemy sobie nieźle posklejać włosy, jednak nakładany z umiarem skutecznie wygładza i delikatnie nabłyszcza włosy.



Bardzo lubię żele pod prysznic seyo - marki własnej natury. Poza tym że są tanie i mają wielkie pojemności to wyposażone są w praktyczną pompkę. Co więcej żele te mają płynna, kremową konsystencję i bardzo ładnie pachną. Wersja z gruszką, zaledwie odrobinę przypomina prawdziwą gruszkę, ale to wciąż bardzo ładny zapach. Lubię dodawać ten żel także pod strumień wody jako płyn do kąpieli.

Galaretkę proseczio od manufaktury piękna kupiłam tylko ze względu na to, że była na wyprzedaży. Od razu wiedziałam, że będzie to zapewne spoko gadżet do mycia rąk i zrecenzowania w formie rolki, ale nic więcej i w zasadzie się nie pomyliłam. Wizualnie galaretka jest spoko - ma formę prawdziwej galaretki, w której zatopiono milion drobinek. Ciekawa jestem o co chodzi z nazwą proseczio, bo ten produkt na pewno nim nie pachnie. Co więcej galaretka super się pieni i zostawia drobinki na skórze. Do kąpieli nie używałam, ale do mycia rąk jest spoko.

Od czasu do czasu, szczególnie jesienią, mam ochotę na stosowanie peelingów myjących, ponieważ są tak delikatne, że można ich używać codziennie, a dzięki temu przesuszona niższą temperaturą skóra jest dużo gładsza i jakby bardziej zadbana. W przypadku antycellulitowego peelingu myjącego perfecty szczególnie skusiła mnie obecność porzeczki, ale niestety produkt nie pachnie tym owocem. Zdecydowanie bardziej powiedziałabym, żę jakimiś słodkimi cukierkami. Konsystencja peelingu jest żelowa i zawiera umiarkowaną ilość drobinek (cukier plus pestki owoców) i przez to, tak jak się spodziewałam, jest delikatny dla skóry. Zużyłam go w dwa tygodnie codziennego stosowania.



W zakresie pielęgnacji twarzy, zużyłam mój ulubiony balsam do demakijażu, czyli masełko holify. Miało idealną konsystencję, super się rozprowadzało po twarzy, radziło sobie z makijażem, a nawet nie podrażniało moich wrażliwych oczu. Jestem pod wrażeniem i myślę, że sprawię sobie kolejne opakowanie.

Przyjemnie wspominam także oczyszczający żel do mycia twarzy z botanic skinfood. Kosmetyk ma ładne brązowe opakowanie z prostą etykietką. Ponadto wyposażone jest w pompkę, która wydobywa bardzo rzadki żel. Jego konsystencja jest na tyle płynna, że może przeciekać przez palce. Produkt jest bardzo lekki, ale dobrze sprawdza się jako drugi etap demakijażu, bądź w porannej pielęgnacji do zmywania resztek wieczornego rytuału. Jeśli chodzi o zapach to jest bardzo ładny i delikatny.

Uwielbiam kremy z serii eco sorbet. Świetnie nadają się pod makijaż, ponieważ są lekkie w konsystencji, szybko się wchłaniają, a jednocześnie dobrze nawilżają. W tym denku udało mi się wykończyć wersję brzoskwiniową, która jak zawsze nie zawiodła, a dodatkowo wyróżniała się świetnym zapachem  - coś pomiędzy prawdziwą brzoskwinią, a mambą w tej wersji smakowej. Mega polecam!

Po X miesiącach zdenkowałam płynne płatki pod oczy eveline. Wydawało mi się, że nigdy się nie skończą 🙈. Ogólnie były fajne do porannej pielęgnacji, nie mniej prawdziwych płatków mi nie zastąpią.

A propos prawdziwych płatków pod oczy zużyłam kolejne opakowanie płatków z action. Zmieniła się ich szata graficzna (moim zdaniem na duży plus), ale zawartość pozostała bez zmian, na równie wysokim poziomie. Na pewno się w nie jeszcze zaopatrzę.

Plastry veet i waciki bebeauty to oczywiście stałe elementy denka.



Jeśli chodzi o makijaż to do kosza idą: podkład z claresy, kolejne opakowanie pudru super glow powder oraz paleta catrice secret garden. Podkład był super lekki, przyjemny na lato, nie mniej w tych zimniejszych miesiącach to krycie było za słabe, więc cieszę się, że mogłam już przejść do czegoś innego. Puder super glow powder również sprawdzał się w wakacje, ponieważ poza delikatnym blurem dawał też subtelne rozświetlenie. Teraz w przypadku pudru również szukam nieco innego wykończenia, więc odkupię sobie go dopiero w okolicach wiosny. Palety secret garden nie ma na zdjęciu, ponieważ w trakcie używania zaczęła wyglądać tragicznie. Tłusta konsystencja produktów plus kartonowe opakowanie równa się niesamowite plamy. Także streściłam się, sporo jej używałam i wykończyłam ulubione produkty. Zostało mi trochę jednego z rozświetlaczy i różu, ale nie chciałam ich już używać, a wiem, że tak kremowe produkty do przyszłego roku nie doleżą.

Ot i tak wygląda aktualna edycja. Jeszcze miesiąc i koniec roku....

Znacie któryś z produktów,  które dzisiaj pokazałam?

11 komentarzy:

  1. Szampony Barwy lubię te ziołowe, brzozowy chyba też miałam, choć najczęściej kupuję skrzyp. Chociaż ostatnio coś mniej.. Muszę do nich wrócić! Z serii barwa naturalna miałam octowy i był tragiczny. Mogłam go używać max. raz na tydzień, inaczej włosy wyglądały jak nie myte :D O winogronowym nie miałam pojęcia! Ale na pewno nie chcę próbować :D
    Żel botanic z natury mi się nie sprawdził - za mało pieniący i rzadki. Może nie był bublem, ale z pewnością do niego nie wrócę.
    Płatki z action były super! Gdybym miała dostęp do tej sieci kupowałabym często!
    Ciekawi mnie masełko i żele Seyo - zwłaszcza te ostatnie kiedyś kupię!
    Co do Manufaktury i proseczio - może nazwa przez kolor? :) Ogólnie warto zaglądać do koszy wyprzedażowych w Rossmannie, bo często tak są. Sama kupiłam peeling, ale widziałam też hydrolaty, musy do mycia ciała i musy do balsamowania ciała oraz szampony w kostce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci o nich przypomniałam 😁. No do moich włosów octowy też nie bardzo. No żel botanic rzeczywiście jest bardzo lekki, mi to nie przeszkadzało, bo stosowałam go zazwyczaj albo rano, gdzie miał do zmycia tylko pielęgnację, albo po balsamie do demakijażu, gdzie usuwał absolutne resztki. Ja mam dostęp do action i dlatego chociaż raz w miesiącu je kupuję, są genialne.Masełko i żele seyo, a zwłaszcza limitki tych żeli serdecznie polecam. Może, w sumie drobinki mogłyby imitować bąbelki. Właśnie z Twojego polecenia tam zajrzałam ☺

      Usuń
    2. O to mega mi miło (odnośnie koszy z wyprzedażami) :)

      Usuń
  2. Dobrze mi się czytało 🙃

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie że już jest odnośnik na bloga z Instagrama 😉 Częściej bed klikać. Pozdrawiam PŻ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, instagram wreszcie nie blokuje mnie gdy dodaję odnośniki do bloga ❤ Również pozdrawiam 😘

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz :). Staram się na wszystkie odpowiadać i odwiedzać blogi komentujących ;)
Zgodnie z rozporządzeniem RODO zostawiając komentarz zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych.