Utrzymując dobrą passę w blogowaniu, czas na ulubieńców. Ostatni post z tej serii dotyczył ulubieńców lata, więc zdecydowanie czas zrobić jesienną aktualizację. Standardowo, nie ma tego wiele, ale ulubieńcy to jedna z moich ulubionych serii, gdzie jestem bardzo krytyczna i zawieram absolutnych best of the best.



Zastanawiając się co z tego co przetestowałam zasłużyło na miano ulubieńca, a także przeglądając poprzednie edycje, zauważyłam swoje zaniedbanie. A mianowicie, mimo, że trąbię wszem i wobec jak to uwielbiam blurujące pudry claresy, jeszcze nigdy oficjalnie nie pojawiły się w ulubieńcach. Więc czas najwyższy! Jako, że w październiku kupiłam sobie beżową wersję super blur pow(d)er, mogę spokojnie powiedzieć, że polecam obie - i pierwotną różową, i tę nowszą - beżową. Jeśli zastanawiacie się czym się różnią, to według mnie jest to zapach oraz kolor, zaś efekt na skórze w obu przypadkach jest identyczny, czyli genialny. Claresa zrobiła według mnie jeden z najlepszych drogeryjnych pudrów.

Jeśli chodzi o kolorówkę, chciałabym polecić także tusz do rzęs, a mianowicie maybelline sky high cosmic. Kupiłam go z polecenia Maxineczki i to był strzał w dziesiątkę. Do tej pory testowałam wiele tuszów, jedne z lepszym, inne z gorszym skutkiem, a jednak w zasadzie żaden nie przekonał mnie na tyle bym regularnie do niego wracała. W tym przypadku po prostu wiem, że będzie inaczej. Stwierdzenie, że daje efekt sztucznych rzęs wcale nie jest przesadzone. Niesamowicie zagęszcza i wydłuża rzęsy bez efektu sklejenia. Ponadto nie osypuje się, nie rozmazuje się, a także radzi sobie w najcięższych warunkach, przez co trzeba go trochę dłużej zmywać micelem. Uwielbiam go!

A propos zmywania, w tej dziedzinie także znalazłam ulubieńca. Biedronka mnie zaskoczyła i wraz z marką holify puściła w świat przegenialny balsam do demakijażu. Powiedziałabym, że najlepszy jaki testowałam, a przeszłam już przez wiele z nich. Przede wszystkim cenię go za skuteczność, przyjemną konsystencję i bycie delikatnym dla oczu. W zasadzie to jedyny (z tych tłustszych produktów do demakijażu) kosmetyk, który nie szczypie, ani nie piecze mnie w oczy. Na pewno będę szukała go jeszcze w biedronce i chętnie zużyję więcej opakowań.

Uwielbiam testować nowe marki i nowe wersje zapachowe żeli pod prysznic, jednak rzadko poświęcam im osobne posty, a tym bardziej nie pamiętam kiedy jakiś znalazł się w ulubieńcach. Tym razem, w tych ulubieńcach, pojawią się nawet trzy. Ogólnie przyczyna dlaczego rzadko piszę o żelach jest prosta - tego typu produkty rzadko są odkrywcze i na tyle wyróżniające się na tle reszty, by o nich wspominać. A jednak, tej jesieni udało mi się znaleźć coś ciekawego. Po pierwsze od pierwszego wejrzenia zakochałam się w żelu pod prysznic treeclemoon - brazilian love. Jest to zapach kokosa i egzotycznych owoców, który przedłużył mi letni vibe, w zasadzie aż do teraz, bo zużyłam go dosłownie kilka dni temu. Zapach jest fajny, ale to dlaczego tak polubiłam ten żel to fakt, jak długo ten zapach utrzymuje się na skórze. Dawno nie miałam tak trwałego żelu. Na pewno będę testować więcej wersji żeli Treeclemoon. Po drugie, serdecznie polecam limitowane żele pod prysznic seyo. Te jesienne, totalnie kupiły moje serce. Cieszę się, że kupiłam obie wersje, bo zarówno dyniowe muffinki jak i szarlotka przepięknie pachną i umilają kąpiel, bo zapach unosi się po całej łazience. Aktualnie następuje wymiana na świąteczne wersje seyo, więc zobaczymy czy tym razem też będzie zachwyt.

Znacie moich ulubieńców? Co Was zachwyciło w ostatnim czasie?

11 komentarzy:

  1. Nic z tych kosmetyków nie znam. Tzn. miałam zwykłą wersję tuszu sky high i była spoko i inny zapach żelu Treaclemoon ;D Dla mnie ostatnio odkrywcze było masło do ciała Baśka jeżynowe <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie już parę razy widziałam u Ciebie Baśkę i chętnie coś sobie od nich kupię 😉

      Usuń
  2. Niestety nic nie znam z Twoich ulubieńców, ale od dawna kusi mnie tusz do rzęs oraz balsam do demakijażu Holify 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam przetestować 😉

      Usuń
    2. Poznasz Sabinka niedługo żel :D

      Swoją drogą właśnie przez Twoje polecenia ciekawią mnie żele z Natury! Bosko pachną faktycznie, bo sprawdzałam kilka razy :D Ale ciągle mam zapasy, może w końcu mi się uda je poznać. Te drugie Treaclemoon też mnie mega ciekawią! Kiedyś miałam jakiś mini i faktycznie zapach długo się utrzymywał! Masełko też brzmi super i tusz (jego poleca właśnie wiele osób), ale w obu kategoriach mam znowu zapasy. Muszę o nich pamiętać :D

      Usuń
  3. Nie znam Twoich ulubieńców. A przyznam, że bardzo chętnie bym je poznała. Moi ulubieńcy to pachnące żele i balsamy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo a jakiej marki te pachnące żele i balsam? Również pozdrawiam ❤

      Usuń
  4. Ten żel o zapachu dyniowych muffinek kusi <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :). Staram się na wszystkie odpowiadać i odwiedzać blogi komentujących ;)
Zgodnie z rozporządzeniem RODO zostawiając komentarz zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych.