Bielenda to jedna z nielicznych marek, która towarzyszy mi od wielu, wielu lat. Co by się nie działo, wiem, że na bielendę zawsze mogę liczyć. 

Marka ta bez wątpienia charakteryzuje się dobrą jakością i z podziwem patrzę na to, jak na przestrzeni ostatnich lat, bez problemu nadąża za piekielnie szybko zmieniającym się rynkiem.

Tym razem zdecydowałam się na przetestowanie paru kosmetyków z serii beauty molecules. 

Testy zaczęłam od płynu micelarnego, ale nie pojawił on się na zdjęciach, bo dopiero później los sprawił, że w mojej kosmetyczce zaczęły pojawiać się kolejne elementy kolekcji. Swoją drogą był on bardzo przyjemny i z chęcią kiedyś do niego wrócę.


Molekularny niacynamidowy żel do mycia twarzy

Po płynie micelarnym do mojej kosmetyczki wpadł żel do mycia twarzy. Szczerze mówiąc nie pamiętam okoliczności, kiedy go kupiłam. Chyba po prostu spontanicznie i w pośpiechu sięgnęłam po coś co zapowiadało się dobrze, bazując na wrażeniu, jakie wywarł na mnie micel. 

Opakowanie tego produktu jest klasyczne dla bielendy - plastikowa, wąska tubka z pompką. W środku znajdujemy gęsty żel w którym zatopiono kolorowe bąbelki. Te kuleczki są chyba tylko dekoracją, bo nie wydaje mi się, żeby robiły cokolwiek poza masażem skóry w trakcie aplikacji. Poza tym kosmetyk bardzo ładnie pachnie melonem.

Jeśli chodzi o działanie to żel bardzo fajnie odświeża skórę, usuwa resztki pielęgnacji lub makijażu i fajnie wymywa się wodą. Fajny produkt, ale wiele takich. 


Molekularna elektrolitowa maseczka

Gdy zbliżałam się do zdenkowania tego żelu, przyszła mi paczka z kosmetykami od Sabinki, gdzie znalazłam dwie maseczki, dokładnie z tej samej serii. Wiedziałam, że to idealna okazja, by połączyć wszystkie produkty jakie poznałam i opisać je w jednym miejscu. Testy maseczek zaczęłam od tej elektrolitowej, ponieważ ma ona mocno nawilżać skórę, a że zima dała mojej skórze mocno w kość i na wszelkie składniki reagowała podrażnieniem to wolałam zacząć od nawilżenia.

Jedna saszetka zawiera 8 g produktu co wystarcza na dokładnie jedną aplikację.

Maseczka ma żelową konsystencję, w której zatopiono kolorowe drobinki, dokładnie tak jak w przypadku żelu do mycia twarzy. Produkt przyjemnie i bez problemowo rozprowadza się po twarzy. Ponadto bardzo ładnie pachnie, powiedziałabym, że kwiatowo. 

Zgodnie z zaleceniami producenta, maseczkę trzymałam na twarzy dziesięć minut, a następnie zmyłam ją letnią wodą. I o rany. Zapomniałam już jak świetnie są maseczki nawilżające. Miałam po niej taką mega miękką i super przyjemną w dotyku skórę.

Molekularna niacynamidowa maseczka

Niacynamidowa saszetka również zawiera 8 g produktu, jednak tę nakładałam cieńszą warstwą, dlatego też wystarczyła mi na trzy aplikacje. 

Maseczka ma kremową konsystencję, w której również zatopiono różnokolorowe kuleczki oraz żółty kolor. W tym przypadku również nie było problemu ani z aplikacją, ani ze zmywaniem. 

Jeśli chodzi o efekty jakie dzięki niej uzyskałam, to muszę powiedzieć, że są bardzo fajne - skóra jest po niej zdecydowanie gładsza, oczyszczona i zmatowiona. 


Wszystkie produkty bardzo fajnie mi się sprawdziły, co wcale mnie nie dziwi.

Testowałyście już serię beauty molecules?

12 komentarzy:

  1. bardzo dawno nic od nich nie miałam, koniecznie muszę to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne zdjęcia! Podziwiam Cię za te wszystkie pomysły i motywacje, ja jej w tym aspekcie nie mam :D
    Jeśli chodzi o Bielendę to kiedyś mam wrażenie miałam ciekawsze te serię. Praktycznie z każdej coś chciałam wypróbować, a teraz sporo ma takich meeh dla mnie. Ale ta molekularna dla mnie jest jedną z fajniejszych! Maseczki bardzo ciekawe dla mnie niacynamidowa i synbiotyczna najlepsza. Ta elektrolitowa zdecydowanie lekka dla mnie, pod względem nawilżenia zdecydowanie wygrywa synbiotyczna - musisz sprawdzić ją koniecznie ;) Żel baaaardzo dobrze wspominam, tu odniosę się do Twojego komentarza i zaskoczenia, że znalazł się w ulubieńcach roku. W tych kwartalnych się nie pojawił, bo choć o nim myślałam to stwierdziłam, że jest za zwykły. Ale w rocznych w których polecam produkty co do których nie mam wątpliwości, że wrócę musiał się znaleźć :) Dobrze myje, nie wysusza, pięknie pachnie i ma ciekawą formułę. Czego chcieć więcej? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 💕 akurat do zdjęć to mam dużą motywację 😉. Może rzeczywiście Bielenda też ma swoje wzloty i upadki, ale wciąż to najciekawsza wg mnie polska marka pielęgnacyjna. Teraz troche nadgania też Lirene. A tak to długo długo nic 🙈. Właśnie ja nie wiem czy do niego wrócę. Wolę chyba testować coś innego 😉

      Usuń
    2. Lirene? Kiedyś dla mnie było fajniejsze :D Teraz to daaawno już nie miałam niczego. Ty miałaś kojarzę tą serię Plante. Ja kiedyś bardzo dużo używałam jak była ta seria Natura :)

      Usuń
    3. Tak, seria plante była super. Teraz ta power of plants też wydaje się ciekawa 😉

      Usuń
  3. Bardzo lubię kosmetyki z Bielendy, a tej serii akurat nie znam. Może uda mi się nadrobić? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja z Bielendą mam love-hate relationship, są produkty tej marki, które uwielbiam, są takie, po których ratowałam skórę miesiącami. Tej serii jednakże nie próbowałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem, bo ja tak miałam z lirene. Nie mniej wciąż kuszę się na jej produkty, bo fajnie się rozwija i wymyśla według mnie ciekawe produkty i serie 😉

      Usuń
  5. Najbardziej kuszą mnie maseczki do twarzy z tej serii :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :). Staram się na wszystkie odpowiadać i odwiedzać blogi komentujących ;)
Zgodnie z rozporządzeniem RODO zostawiając komentarz zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych.