Już od dawna żaden kosmetyk nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak peeling z serii Gdanskin od Ziai. Od razu, gdy go zobaczyłam, zapragnęłam go wypróbować. Po części dlatego, że Gdańsk, który odwiedziłam w zeszłym roku, całkowicie mnie zauroczył, a po części ze względu na muszelki w składzie. To coś wyjątkowego i oryginalnego, a ja mam słabość do nietuzinkowych rzeczy!

Odwołanie do Gdańska w produktach Ziai nie jest przypadkowe – to właśnie w tym mieście rozpoczęła się ich historia.


Ziaja, olejowy peeling do ciała z kruszonymi muszlami

Peeling GdanSkin w postaci gęstej olejowej pasty. Zawiera naturalne, kruszone muszle św. Jakuba. Oparty na nawadniającej mocy kocanki nadmorskiej i szanty zwyczajnej oraz biofermentu z cynku, krzemu, magnezu, miedzi i żelaza. Perfumowany zapachem inspirowanym naturą morza i skalistą roślinnością*.

300 ml / 21,91 zł

Peeling znajduje się w plastikowym opakowaniu o minimalistycznym designie, zawierającym jedynie najważniejsze informacje. Na opakowaniu widnieją rysunki urokliwych budynków i kamieniczek, które jednoznacznie kojarzą się z Gdańskiem, pełnym takich architektonicznych perełek.

Po zerwaniu sreberka naszym oczom ukazuje się gęsta, oleista pasta, w której wyraźnie widoczne są drobinki cukru oraz fragmenty muszli św. Jakuba.

Producent podkreśla, że peeling został wzbogacony zapachem inspirowanym naturą morza i roślinnością skalistych wybrzeży. Dla mnie pachnie po prostu świeżo, z delikatnym morskim akcentem – bardzo przyjemny aromat.

Peeling należy do tych o umiarkowanej sile działania – wyczuwalnie ściera martwy naskórek, ale na tyle delikatnie, że nadaje się do codziennego użytku. Po jego zastosowaniu skóra jest nie tylko wygładzona i złuszczona, ale również miękka, zadbana i otulona przyjemnym zapachem. 

Jako peeling olejowy pozostawia na skórze tłustą warstwę, co jest charakterystyczne dla tego typu produktów. Zazwyczaj preferuję peelingi, które całkowicie się zmywają, ale w tym przypadku wiedziałam, czego się spodziewać, zwłaszcza po wcześniejszej lekturze recenzji Ani. Dodatkowym atutem jest to, że dzięki tej warstwie można spokojnie pominąć balsam.

Jeśli tłusta warstwa po peelingu okaże się dla Was uciążliwa, można ją częściowo usunąć, stosując po peelingu żel pod prysznic.


Według mnie, jest to świetny kosmetyk na zimę – otulająca warstwa olejowa doskonale chroni i pielęgnuje skórę, która w chłodne dni wymaga szczególnej troski. 

A Wy co sądzicie? Zainteresowałam Was?

1 komentarz:

  1. Super, że Ci się sprawdził! Widzę, że nawet lepiej niż mi :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :). Staram się na wszystkie odpowiadać i odwiedzać blogi komentujących ;)
Zgodnie z rozporządzeniem RODO zostawiając komentarz zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych.