Nareszcie przyszedł czas na kwartalnych ulubieńców. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego nie mogłam się doczekać, by go w końcu napisać 😉. Z tego co widzę w statystykach, Wy też bardzo lubicie tę serię.
Tym postem, choć zdjęcie już jesienne, czas po raz ostatni wspomnieć wakacje i kosmetyki, które kupiły moje serce.
Z włosowych odkryć, muszę wyróżnić mgiełkę Cantu, która ma za zadanie reaktywować fale i loki. Uwielbiam stosować ją na mokre włosy, jako ostatni etap stylizacji, w celu dociążenia, dodania włosom nawilżenia i oczywiście jak najlepszego wydobycia skrętu. Nie bez powodu Cantu jest tak popularne i polecane wśród posiadaczek falowanych włosów!
W pielęgnacji ciała, nie znalazłam nowych ulubieńców. Za to w pielęgnacji twarzy już tak. Jednego, ale za to wielki, wielki hit. Mowa o balsamie do demakijażu fluff. Nie jest to takie typowe, zbite masło, które dopiero pod wpływem ciepła palców zaczyna się robić plastyczne. Wręcz przeciwnie - choć ma stałą konsystencję, jest miękkie, łatwo się nabiera i szybko zamienia się w olejek. Ponadto skutecznie rozpuszcza makijaż i nawilża skórę. Wśród maseł do makijażu jakie testowałam, to trafiło na szczyt listy.
Na pograniczu pielęgnacji oraz kolorówki jest nawilżająca mgiełka mistlove z flosek. Swego czasu dostępna była w biedronce i sięgając po nią, nie spodziewałam się, że aż tak się polubimy. Latem bardzo często schładzałam nią twarz i jednocześnie nawilżałam podczas przebywania na świeżym powietrzu. Jednak prawdziwym hitem, okazały się właściwości ściągania pudrowość makijażu. Tuż po użyciu, makijaż nabiera lekkości i świeżości. Co najlepsze, wygląda tak przez cały dzień. Nic nadmiernie się nie wyświeca, ani nie rozpuszcza. Serdecznie polecam!
W dziedzinie makijażu, ostatnie miesiące były bardzo owocne. Znalazłam kilka prawdziwych perełek. Między innymi, bardzo polubiłam się z tuszem do rzęs Oriflame - The ONE Eyes Wide Open. Mimo dziwnego kształtu, szczoteczka jest bardzo wygodna i działała cuda z moimi rzęsami. Byłam w stanie osiągnąć prawdziwy efekt sztucznych rzęs.
Nie mogę też nie wyróżnić Glam Shopu. Wszystko co testowałam (korektor, gąbeczka, cienie) zrobiło na mnie wrażenie. Korektor ma świetną formułę na codzień - kryjącą, ale nie wysuszającą, cienie bez wątpienia są bardzo dobrze zrobione i unikatowe (turbopigmenty szczególnie, ale maty zachowują się równie klasowo), a gąbeczka mięciutka i w dobrej cenie.
Kiedyś byłam wręcz maniaczką pomadek, a moja kolekcja była dość obszerna. Obecnie mam swoje ulubione pomadki i rzadko kiedy kupuję nowości. Chyba, że nowe kolory formuł, które uwielbiam. Tak było z maybelline super stay matte ink w odcieniu Pioneer. Lover i seductress są w moich zasobach od lat i to pomadki, które jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Uwielbiam tę formułę za wielogodzinną trwałość. Gdy zaczęłam nosić czerwienie musiałam dokupić tatuaż maybelline w tym kolorze. Pioneer to klasyczna czerwień o wygodnym aplikatorze i zabójczej trwałości. Ideał jeśli chodzi o tak wymagający kolor, jakim jest czerwony.
Na koniec, muszę wspomnieć o nowym ulubionym akcesorium - pędzlu ibra nr F08. Dzięki niemu, pudrowanie strefy pod okiem to bajka. Dosłownie smyranie chmurką. Stosunek jakości do ceny w tych pędzlach jest powalający.
Znasz któregoś z moich ulubieńców?
Balsamu fluff się totalnie spodziewałam :D Sama trzymam go bliżej zimy, bo i tak w sumie mam co używać. Jeszcze planuję przetestować faceboom. Floslek wypadł wręcz zaskakująco dobrze, nie spodziewałam się go w tym poście. W sumie peeling też był fajny, ale nie tak hitowy na ulubieńców :D A te pomadki to Twój znak rozpoznawczy zdecydowanie! Ale jakoś nie pomyślałam, że je tu umieścisz, kiedyś już były w podobnym poście i jakoś nie myślałam, że testujesz coś nowego :)
OdpowiedzUsuńFaceboom też sobie kupię, tym samym obskoczę wszystkie balsamowe nowości :D. Ciężko mi znaleźć fajną mgiełkę ściągającą pudrowość/fixującą, a Floslek bez wątpienia zasługuje na miejsce w pudełku miłości. Tak, były dwa nude odcienie w którejś z edycji ulubieńców, czerwona nie odbiega od nich jakością :)
UsuńZnam tylko pędzelek Ibra, a kupiłam zachęcona Twoją recenzją. Nie żałuję, bo jest świetny! :)
OdpowiedzUsuńOoo bardzo, bardzo mi miło i cieszę się, że Ci się spodobał ❤
UsuńNie znam, ale z chęcią poznam. Peeling mnie ciekawi
OdpowiedzUsuńPeeling? Który? Gdzie?
UsuńNa pomadki Maybelline mam ochotę od dawna i muszę w końcu je wypróbować 😁
OdpowiedzUsuńKoniecznie :)
UsuńUbóstwiam te pomadki Maybelline :)
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńMoże w końcu się przełamię i skuszę na jakiegoś "nudziaka" z Maybelline ;)
OdpowiedzUsuńPolecam seductress, bardzo uniwersalny kolor :)
UsuńMam falowane włosy a mgiełki Cantu jeszcze nie znam. Myślisz, że dobrze sprawdzi się na włosach wysokoporowatych? :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak :)
UsuńMgiełka do twarzy jest świetna. Poznałam niedawno produkty flosek. Warto po nie sięgać.
OdpowiedzUsuńObecnie poza mgiełką używam krem pod oczy marki floslek i też jest fajny :)
Usuń