Minęła wieczność od ostatniego posta. Dosłownie. W maju nawet zaczęłam pisać to denko, ale totalnie nie miałam czasu porządnie się za to zabrać i "oddać" Wam zadowalające mnie dzieło. Dlatego też na spokojnie skupiłam się na sesji i wszelkich koniecznych do załatwienia sprawach. A gdy pod koniec czerwca zdałam ostatnie egzaminy, zabrałam się za lekkie odświeżenie bloga, co by wrócić z przytupem. Jak widzicie,delikatnie zmienił się wygląd mojej strony, ponieważ wymieniłam szablon, przygotowałam nowy nagłówek i dodałam pare mniej istotnych szczegółów. Mniej więcej rozpisałam też plan postów. Dlatego żeby zachować jakąś chronologię, najpierw wrzucam Wam poprzednią edycję denka, choć w zasadzie powinna się już pojawić ta z maja i czerwca. Ale wszystko w swoim czasie. Za jakiś czas na pewno pojawi się bardziej aktualne denko. Póki co sięgam pamięcią do marca i kwietnia. Jak na moje możliwości, były to bardzo owocne pod względem denka miesiące. Oto co zużyłam:




  1. Isana, żel pod prysznic, lemon & lime - dzisiejsze denko poniekąd zdominują żele isany, ponieważ przez marzec i kwiecień, zużyłam aż trzy sztuki. Nieco mnie to dziwi, bo zazwyczaj żele idą mi sprawnie, ale nie aż tak. Pomyślałam, że to może kwestia pojemności, ale żele isany wcale nie są takie małe, bo zawierają 300 ml produktu. Zostaje więc to zrzucić na konsystencję - może rzeczywiście są trochę bardziej lejące niż to co używam na ogół. Jeśli chodzi o werję lemon & lime to przepięknie pachnie cytrusami. Nastawiłam się na dość sztuczny i męczący zapach, ale pozytywnie się zaskończyłam - jest dość świeży, a na pewno nie można o nim powiedzieć, że sztuczny.
  2. Isana, żel pod prysznic, Summer vibes - opakowanie tej wersji sugeruje arbuzowy zapach, ale według mnie, produkt ten absolutnie nie pachnie arbuzem, jeśli już to truskawkami i dużą liczbą mięty. Nie jest to zły zapach. Wręcz przeciwnie. Jednak trochę to rozczarowujące, gdy kupujemy coś sugerując się opakowaniem, a rzeczywistość jest zgoła inna.
  3. Isana, żel pod prysznic, Kleine Auszeit - ten według mnie najmniej wyróżnia się opakowaniem. Właściwie nie wiadomo czego spodziewać się w środku. Jedyne co można się domyślać to, że to wakacyjny zapach. Widocznie dla isany wakacyjny zapach to aromat słodkich cukierków. Mi się całkiem podoba, ale jakoś bardziej umiejscowiłabym go w zimowych zapachach, niż letniaczkach.
  4. Nacomi, body mus, masło do ciała, sweet raspberyry cupcake - miał wyjątkową konsystencję chmurki, która pod palcami rozpuszczała się w olejek i jeszcze bardziej niezwykły, słodki zapach. To co trzeba podkreślić to, że jest to bardzo treściwy, mocno nawilżający produkt. Tego typu kosmetyki bardziej polecam zimą, gdy jednak porządna dawka nawilżenia jest wręcz wskazana. Wykańczając go wiosną, trochę się już z nim męczyłam. 
  5. VisPlantis, So!flow, odżywczy szampon do włosów kręconych - to moje drugie zużyte opakowanie. Początkowo moje włosy lubiły się z nim, ale przy myciu raz na jakiś czas, bo jednak na co dzień był zbyt nawilżający jak na moją przetłuszczającą się skórę głowy. Ubiegłej zimy, po tym jak miałam  i stosowałam ten szampon już rok, wszystko się zmieniło i nagle moje włosy go pokochały. Po żadnym innym szamponie na tamten moment nie wyglądały tak dobrze. Wtedy też zrozumiałam, że warto mieć w łazience kilka szamponów ukierunkowanych na różne potrzeby i nie skreślać ich tak łatwo.
  6. Apis, szampon z minerałami z Morza Martwego i trawą cytrynową - jako, że jest to produkt przeznaczony dla włosów normalnych, z tendencją do przetłuszczania się, czyli teoretycznie moich, wiązałam z nim duże nadzieje. Nie wiem czemu, ale nastawiłam się, że będzie bardzo mocno oczyszczał. W rzeczywistości, jest to delikatny szampon o przeciętnym stopniu oczyszczania, który dodatkowo zaskakująco dobrze wydobywa skręt włosów i jakby je nabłyszcza. To taki szampon do używania zamiennie z czymś bardziej oczyszczającym, zwłaszcza przy bardziej problematycznej skórze głowy.
  7. Eveline, matujący płyn micelarny - gdy odkleiłam się od garniera, okazało się, że na rynku kosmetycznym jest wiele dobrych miceli. Zwłaszcza eveline robi dobrą robotę. Nie ważne po jaką wersję ich płynów sięgam, zawsze jest pełen sukces - dobrze zmyty makijaż i komfort dla oczu. Jak najbardziej polecam.
  8. Bielenda, blue matcha, pianka do mycia twarzy - jak ja lubię tę serię! No niczym mnie nie zawiodła. Nawet pianka, do których na ogół jestem sceptyczna, dała radę. Jest puszysta, ale też do tego stopnia treściwa, że nie znika po chwili z twarzy. Bardzo lubiłam stosować ją w porannej pielęgnacji.
  9. Laq, mus do mycia twarzy, łagodzący - jak to mus laq, charakteryzuje się puszystą i treściwą konsystencją, która jak masełko rozprowadza się po twarzy i super łatwo wypłukuje się samą wodą. Kosmetyk pozostawia mięciutką i odżywioną skórę. Jedyne co, to nieco ulepszyłabym zapach. Jak dla mnie jest dość specyficzy i niezbyt oddający woń niezapominajki.
  10. Soraya, i love serum, serum normalizujące, niacynamid 8% - nie bez powodu produkt ten trafił do ulubieńców. Uwielbiałam go za to jak widocznie działał na moją skórę - wyrównywał koloryt, wyciszał budujące się niedoskonałości i nadawał ogólne glow skórze. Mega!
  11. Uzdrovisco, całodniowy krem na ładną cerę - z ulgą powitałam denko tego kremu. Był jednym z największych rozczarowań tego roku. Głównie dlatego, że zamiast się wchłaniać, zastygał na twarzy i rolował podkład. Nie tego oczekuje się od całodniowego kremu.
  12. Orientana, nawilżająca pomadka z peelingiem - jeśli już sięgam po produkty do pielęgnacji ust to zawsze po pomadki z peelingiem. Dzięki nim poza nawilżeniem, za jednym zamachem otrzymujemy ultra gładkie, pozbawione suchych skórek usta.
  13. Veet, plastry z woskiem - stały bywalec mojej toaletki. Testowałam różne plastry, jednak to do veet wracam regularnie.
  14. Action, płatki pod oczy z ogórkiem - uwielbiam płatki pod oczy, a te z action są szczególnie udane. Wykonane z delikatnej tkaniny, mocno nasączonej esencją przyjemnie chłodzą strefę pod okiem, redukując poranną opuchliznę. Do tego są mega tanie i łatwo dostępne. Kupuję regularnie.
  15. Isana, hydrożelowe płatki pod oczy - gdy jestem w rossmannie i w oczy rzucą mi się płatki isany, zawsze chętnie po nie sięgam. Te także są tanie, ale za to hydrożelowe. Na szczęście równie dobrze trzymają się pod okiem co te z action, nie zsuwają się i czynią magię na delikatnej skórze wokół oczu.
  16. Efektima, hydrożelowe płatki pod oczy - gdyby ktoś podmienił mi je z isaną nawet bym nie zauważyła. Są bardzo podobne i równie skuteczne. 
  17. Bebeauty, płatki kosmetyczne - dużo zużytych płatków świadczy o dużej liczbie wykonanych makijaży. W tym roku naprawdę często się maluję, przez co micel i płatki idą w hurtowych ilościach.
  18. Uzdrovisco, roślinna maska nawilżająca i redukująca pory - przyjemna, ale nie wybitna maska do twarzy. Raczej nie planuję do niej wracać.
  19. 4 próbki kremów do twarzy - mam to zużywam. Ciężko o nich się rozpowiadać, skoro użyte zaledwie po razie.
  20. Catrice, true skin, podkład do twarzy - bardzo przyjemny podkład. Nie dziwię się, że jest aż tak lubiany.
  21. Claresa, blur super powder - chętnie do niego wracam za to, że jest tak mocno wygładzający i tani. Game changer!
  22. Max factor, 2000 calorie - Przez pewien czas w telewizji non stop leciała reklama tuszu 2000 calorie z okazji któregoś tam lecia tego produktu. W sumie mnie to zaintrygowało i postanowiłam przetestować. Tusz ma klasyczną szczoteczkę, lekko zwężoną ku górze - bardzo wygodnie się nią pracuje. Ponadto produkt genialnie wyciąga długość rzęs i co fajne to można go nakładać warstwowo. Nie osypuje się, nie rozmazuje, nie spływa. Bardzo lubiłam go używać.
  23. Bell, best eye prime - zauważyłam, że się zepsuła, więc niestety musi wylądować w koszu. Była fajna i jeśli tylko sięgałam po bazę to właśnie po nią.
Jak zawsze zachęcam do dyskusji w komentarzach na temat produktów, o których dzisiaj wspomniałam. Dajcie znać jak Wam się podobają wprowadzone przeze mnie zmiany 🙈.

12 komentarzy:

  1. W końcu jest, mega czekałam! Ale zaskoczyłaś mnie że to denko z marca i kwietnia :D
    Znam żele z Isany, ale nie te dosłownie, właśnie ze względu na to, że większość ich żeli jest cukierowa i nijaka przestałam je kupować. Choć arbuz mnie kusił, ale taki w przeźroczystym opakowaniu - kojarzę, że pachniał faktycznie arbuzowo :) Tu byłabym pewnie rozczarowana jak mówisz. Ten limonkowy zdaje się wąchałam i pachniał jak żel balea, który miło wspominam.
    Miałam mus biolove (nie wiem czy dobrze napisałam nazwę firmy :D), czyli odpowiednik nacomi z kontigo. Faktycznie była mocno nawilżająca, powiedziałabym wręcz tłusta - zdecydowanie na zimę. Z Vis Plantis miałam mango (ze względu na zapach Ci polecam) i bardzo lubiłam ale jak mówisz raz na jakiś czas. Ten chcę wypróbować ze względu na melonowy zapach :)
    Z pielęgnacji twarzy znam mus Laq (generalnie, nie ten konkretny), ale zapachowo mnie mocno rozczarowują i już staciłam ochotę na testy, zwłaszcza, ze wycofali owocowe zapachy.. Płatki action są super - jakoś i cena! Generalnie uważam, że płatki powinny kosztować tyle co te z Action :D Z isana miałam aloesowe, arbuzowe i serduszka - wszystkie były spoko. Miałam też wieki temu ten płyn Eveline kojarzę, że był fajny. Tusz miałam 2 razy - pierwszym razem kilkanaście lat temu był dla mnie hitem, a po powrocie miałam takie meeh bez szału. Puder claresy mam teraz - piekielnie wydajny, ale dla mnie za mało matujący.
    Coś tam nawet znałam :D
    Ps. Co do zmian jest pięknie, jak mówiłam bardzo po Twojemu ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam dość mocne zaległości, więc zaczęłam od mojego ulubionego denka. Polubiłam się z tą formułą. Pomyślałam, że tak będzie łatwiej wrócić - zacząć od czegoś co się lubi. Te żele isany w przezroczystym opakowaniu to widziałam tylko na instagramie. Nigdzie w drogeriach nie mogłam ich znaleźć. Pamiętam o visplantis i jak skończę testowanie wszystkich szamponów do posta jaki wymyśliłam to się skuszę. W ogóle myślę że jesienią visplantis mi się najlepiej sprawdzi. Tych owowcowych zapachów laq to ja nie lubiłam. Najlepsza jak dla mnie była pralinka, pachniało mi to jak kinder bueno.Też uważam, że płatki powinny być tanie. Właśnie mi te pudry claresy szybko schodzą. Dziękuję, jestem bardzo zadowolona z nowego szamponu <3

      Usuń
  2. Mnie też żele z Isany jakoś szybko się kończą. Mam jeszcze kilka w zapasach, ale chyba teraz będę się zaopatrzac w inne 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zdecydowanie potestuję już coś innego. Przeszedł mi szał na isanę :D

      Usuń
  3. mimo, że żele od isany szybko się kończą zawsze lubię do nich wracać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ja mam tak z isaną, że nie jest to jakaś moja ulubiona marka, ale dość często do niej wracam, zwłaszcza do żeli.

      Usuń
  4. Summer Vibes muszę wypróbować! Uwielbiam ten szampon z VisPlantis 😉 I ten puder z Claresy kusi! Podoba mi się nowy "wymiar" bloga! Trzymam kciuki za dalszy rozwój ❤👏

    OdpowiedzUsuń
  5. Dużo tu nowych dla mnie kosmetyków. Super są takie posty denka

    OdpowiedzUsuń
  6. Musy do ciała z Nacomi są mega tłuściutkie, kiedyś zimą uwielbiałam wersję ciasteczkową :D A jeśli chodzi o musy LaQ, to dwa razy trafiłam na takie z "twardą" konsystencją, a raz faktycznie na taki leciutki musik jaki pojawia się często na deserach w kubeczku ;) Nie wiem od czego to zależy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to te opakowania już dawno zostały zmienione. Mi się na szczęście nie trafiła żadna felerna sztuka ;)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz :). Staram się na wszystkie odpowiadać i odwiedzać blogi komentujących ;)
Zgodnie z rozporządzeniem RODO zostawiając komentarz zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych.