Koniec z masłami 🍑🍑🍑

września 07, 2022

Koniec z masłami 🍑🍑🍑

Trochę u mnie monotematycznie. Najwięcej piszę o masłach do demakijażu, ale malując się codziennie, produkty do zmywania demakijażu schodzą mi jak woda. Trochę mam wyrzuty sumienia, że tylko masła i masła, ale z drugiej strony na moim blogu znajdziecie pełen przegląd maseł do demakijażu z drogerii:

💖Fluff balsam do demakijażu malina i migdały - porównanie z Clinique take the day off

💖Ingrid - masło do demakijażu

💖Blogmas #4 - recenzja masła do demakijażu faceboom

💖Stars from the stars - space face cloudless sky - recenzja

Obecnie kończę masło do demakijażu lirene, które będzie bohaterem dzisiejszego posta. Tym samym  definitywnie zamykamy tematykę maseł. Po pierwsze już mi się znudziły, a po drugie wyczerpałam materiał w drogeriach 😁. 

LIRENE Oh, just peachy!

Misja: Idealnie czysta, aksamitna skóra!

Bohaterka: brzoskwinia

Efekt:

- silne nawilżenie

- przyjemna miękkość i sprężystość

- świeżość i blask

- gładkość bez widocznych skórek

Na półce znajdziecie to masło w kartonikowym, bardzo ładnym opakowaniu. Podoba mi się zarówno jego kolorystyka, jak i gradient. Właściwe opakowanie jest już plastikowe. Jeśli dobrze pamiętam, masełko było zabezpieczone także srebrną folijką. Sam produkt ma mocno pomarańczową barwę i przepięknie, apetycznie pachnie brzoskwiniami. Uwielbiam ten zapach! 

Z wszystkich testowanych przeze mnie maseł, żadne nie miało aż tak gładkiej konsystencji. Większość z nich w mniejszym lub większym stopniu się grudkowała. Dodatkowo masło lirene jest też bardzo miękkie, dzięki czemu łatwo nabiera się czy to palcami czy szpatułką. 

Od razu po pierwszym kontakcie kosmetyku z palcami wiedziałam, że to ten tłustszy rodzaj masła. Szczerze mówiąc obawiałam się, że będzie to kolejny przypadek ciężko zmywającego się produktu. Na szczęście w miarę wymywa się przy pomocy wody, a już w stuprocentach schodzi po drugim etapie oczyszczania skóry. 

Najważniejszą jego cechą powinno być zmywanie makijażu i to mam na myśli samodzielne zmywanie makijażu, a nie pozbywanie się makijażu na spółkę z drugim produktem oczyszczającym. Wszystkie masła, które schodziły przy pomocy samej wody doskonale radziły sobie z makijażem. W tym przypadku, jak już wspomniałam sama woda to za mało, bo zostaje tłusta warstwa, a gdy zrobiłam test i zmyłam tą warstwę płynem micelarnym wciąż gdzieś znajdował się podkład. 

O ile opakowanie i zapach mi się bardzo podobają, tak reszta nie - tłusta konsystencja, problemy ze zmywaniem i nie radzenie sobie z makijażem są zbyt poważnymi zarzutami by nadać temu masłu znaczek #femperiallyapproved 😉.

Szkoda, że serię "masłową" kończymy negatywnym akcentem, ale cóż zrobić... Nie będę Wam zachwalać czegoś czego rzeczywiście nie uznaję za dobre. Zwłaszcza, że na rynku mamy co najmniej trzy zachwycające kosmetyki tego typu. 

Dajcie znać czy testowałyście coś z kolekcji Oh, just peachy! i czy też tak niesamowicie pachniały 😉.