Kolejne dwa miesiące odhaczone, więc czas je podsumować za pomocą denka. W sierpniu i we wrześniu ubyło mi sporo produktów. W zasadzie z moich zbiorów wyszło coś z każdego działu. Większosć produktów pojawiała się już na blogu, a jeśli nie to recenzowałam je na instagramie.
A tak przy okazji, ostatnio mniej udzielam się na blogu, za to jestem bardzo aktywna na instagramie. To właśnie tam pojawia się najwięcej recenzji, a tutaj zostawiam miejsce na posty o produktach, o których chce powiedzieć więcej i się po prostu muszę się rozpisać i nie jestem w stanie zmieścić się w limitach Instagrama. Także jeśli jesteście ciekawi jak się sprawy mają na moim Instagramie - serdecznie zapraszam na @femperially.
Tyle z ogłoszeń parafialnych, przejdźmy do denka.
- Head&shoulders, anti-dandruff shampoo, apple fresh - dość często pojawia się w denku, bo jest to mój rypacz do zadań specjalnych, czyli wspomagania mniej oczyszczających szamponów. A że ostatnio używam lżejszych szamponów to i head&shoulders szybko schodzi.
- HISKIN, crazy hair, odżywka emolientowa - przede wszystkim pięknie pachnie słodkim bananem i razem z swoimi siostrami do dbania o równowagę PEH dobrze się sprawdza. Sporo zamieszania z samodzielnym utrzymywaniem równowagi, więc na razie odpuszczam i idę w gotowe maski.
- HISKIN, crazy hair, odżywka humektantowa - w koszu wylądowała też wersja humektantowa, czyli mój zapachowy faworyt. Najchętniej wszystkie kosmetyki do włosów aromatyzowałabym taką gumą balonową.
- Stara mydlarnia, bath & showe gel, cashmere - żelowa konsystencja, dobrze się pieni i pięknie, otulająco pachnie. Chętnie bym do niego wróciła.
- Eveline, viva organic, silnie regenerujący balsam do ciała - katowałam go bardzo długo i wreszcie dobił dna. Przede wszystkim ma praktyczne opakowanie, przyjemnie pachnie malinową mambą oraz dobrze nawilża, jest bardzo treściwy.
- Stara mydlarnia, home spa, body scrub, sweet mango - naturalny peeling cukrowy o zapachu mango niepozostawiający na ciele zbędnych warstw. Fajny!
- Nivea, black & white invisible clear, antyperspirant - nie wyobrażam sobie bez niego dnia, kolejne opakowanie (ciekawe, które to już z kolei) w użyciu.
- Francuskie perfumy, nr 630 - wykończyłam mój ulubiony zapach ostatnich miesięcy - zamiennik good girl Caroliny Herrery. Francuskie perfumy charakteryzuje niska cena, idealne odtwarzanie zapachów i w porządku trwałość. Na pewno zamówię jeszcze inne wersje. Możliwe, że wrócę też do nr 630, bo to bardzo "mój" zapach.
- Lirene, oh, just peachy! masełko do demakijażu - boski zapach i utrudnione zmywanie. Także nie mogę powiedzieć, że to bubel, ale ulubieniec też na pewno nie.
- Stars from the stars, space face cloudless sky, magiczne masełko do demakijażu - a to masełko już spokojnie mogę określić mianem ulubieńca. Świetny, skuteczny produkt!
- Miya, my pure express, 5-minutowa maseczka oczyszczająca z kompleksem [kwas azelainowy + glicyna] - nad faktem, że wykończyłam moją ulubioną maseczkę mocno ubolewam. Na pewno powróci do mojej szafki z pielęgnacją, bo jest jedyna w swoim rodzaju. Genialnie dogadywała się z moją skórą i uważam, że każdy powinien ją przetestować na sobie.
- Bielenda, blue matcha, esencja tonizująca w mgiełce - spokojnie mogę powiedzieć, że to najlepsza mgiełka w drogerii. Świetnie przygotowuje skórę pod kolejne etapy pielęgnacji a ponad to ma drobny atomizer, którego nie można nie docenić. Mam nadzieję, że bielenda nie wycofa za prędko tego produktu.
- Bebeauty płatki kosmetyczne - w minionych miesiącach wykorzystałam dwa opakowania płatków - po jednym dużych i małych. Często mi pisałyście, że duże są fajniejsze i chyba tak. Jak wykorzystam zapas małych to z chęcią wrócę do tych większych.
- Nam satin loose powder - polowałam na inny puder nam, a jak się okazało w domu, pomyliłam opakowania. Satin loose powder wcale nie jest taki satin, a rozświetlający. Posiada w sobie widoczne drobinki, wręcz brokat. To było ciekawe doświadczenie przetestować taki puder, ale do ulubieńców go nie zaliczam.
- Loreal, paradise pomade extatic - bardzo fajna pomada. Wyrzucam bo jest już stara.
- Maybelline, tattoo brow waterproof gel - tak samo jak pomadę, bardzo lubiłam ten żel. Dzięki niemu polubiłam aplikowanie na brwi żeli koloryzujących. Wyrzucam z tego samego powodu co pomadę. Czas kupić nowe kosmetyki do brwi.
- Wibo, liquid glitter eyeshadow, cień w płynie - tak sobie leżał w półce aż pigment oddzielił się od wody. Po przetestowaniu go poszedł w odstawkę. Jakoś nie jestem przyzwyczajona do sięgania po płynne produkty.
- Wibo, fixing spray photo finish - to nawet nie jest rozczarowanie, ale już bubel. Kupiłam, użyłam ze dwa razy i wyrzuciłam. Nawet dobrze go nie przetestowałam... A dlaczego? A no dlatego, że miał fatalny atomizer, który tak pluł produktem, że zostawały mi mokre plamy, które z kolei rozpuszczały makijaż. Trzy razy nie!
Niezła wtopa z tym sprayem od Wibo :P Widzę, że coraz częściej pojawiają się obawy o wycofanie jakiegoś kosmetyku z produkcji. Kiedyś te same produkty były sprzedawane latami, a teraz coraz popularniejsza staje się sezonowość, marki non stop zmieniają swój asortyment i coraz ciężej o długoletnich ulubieńców ;)
OdpowiedzUsuńNo wtopa 🙈. Z jednej strony rozumiem tą sezonowość, bo w stu procentach masz rację, że takowa istnieje. Z drugiej mam nadzieję, że takie kultowe i chwalone produkty pozostaną z nami na dłużej.
UsuńNie miałam okazji używać żadnego z tych kosmetyków, ale peeling o zapachu mango bardzo mnie zainteresował:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny produkt. Polecam ;)
UsuńCzekałam i jest! Uwielbiam tą serię!! :D
OdpowiedzUsuńTe odżywki crazy mnie mocno kuszą, głównie zapachami. W sumie chyba tylko zapachami, bo zauważyłam, że też wolę gotowe maski PEH. Nie muszę rozkminiać czego dziś użyć :D
Ciekawe czy ten balsam Eveline (chyba z biedronki) to ten sam co z Rossmanna. Tam była tylko malina i pamiętam, że konsystencja była taka lekko żelowa - chyba jednak to coś innego, bo piszesz, że Twój był treściwy :P Ogólnie miło wspominam balsami tej marki, chociaż w sumie są ciekawsze produkty.
Maska Miya to mój nr 1 nie znalazłam nic równie dobrego. Muszę do niej wrócić, bo dawno nie miałam! Ta z kwasami dla mnie nie jest tak fajna. Ta esencja Bielenda bardzo mnie kusi, ale mam za dużo podobnych produktów, niestety. Przez to raczej ją wycofają, zanim wypróbuję. Płatki duże dla mnie są dużo lepsze od małych (no chyba, że płatkami zmywa się tylko oczy). Tych okrągłych już nie kupuję :P
Pudry Nam dużo osób poleca, ale jak chciałam kupić to nie wiedziałam w sumie który :D Są do siebie bardzo podobne. Teraz akurat mam napoczęty ecocera i drugi w zapasie, więc zejdzie mi z ich używaniem do lata :P
Cieszę się, że czekałaś 😁. Gotowe maski są super, gdy będąc zmęczonym nie chce nam się myśleć jakich składników brakuje naszym włosom, czego się używało ostatnio itd. Póki co zostanę przy takich gotowcach. Mój jest z biedronki, ale nie mam pojęcia czy to to samo co w rossmannie. Martwi mnie to że maska z kwasami nie jest już taka fajna :(. Ale i tak będę testować swoją :D. Co do pudrów nam to ja mam jeden na liście zakupowej, ale jest ciężko dostępny i na razie będę testować claresę, która do mnie idzie :D.
UsuńEkstra demko 💋 dużo zużyć widze
OdpowiedzUsuńDziękuję, tak udało się sporo zużyć ;)
UsuńSporo produktów zużyłaś. Znam szampon HS ja go miałam akurat w innych wersjach, ale fakt porządny z niego rypacz. Jak kiedyś wykończę obecne zapasy szamponów może mi się uda do niego wrócić. Miałam też maskę Miya i była też moją ulubienicą. Dużych płatków bebeauty używam już od bardzo długiego czasu i jest to nie tylko wygodne, ale oszczędne :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie te jednorazowe płatki chyba nie są tak oszczędne. Męczy mnie to cały czas, że tak dużo tego schodzi, ale z drugiej strony nie mam lepszego zamiennika.
UsuńSuper wpis! Uwielbiam oglądać czyjeś zużycia. Bardzo lubię odżywki Crazy Hair, guma balonowa faktycznie pachnie cudnie. To masełko do demakijażu 'z gwiazd' bardzo mnie kusi, ciekawe, jakby się u mnie sprawdziło.
OdpowiedzUsuńDziękuję ☺koniecznie musisz sprawdzić masełko u siebie 😉
Usuń