Mamy październik, a jeszcze nie pokazywałam Wam żadnych ulubieńców w tym roku 🙆♀️. Nie wiem jak to się stało, kiedy to zleciało i w ogóle 😁, ale czas to nadrobić.
Ulubieńcy to dla mnie szczególny post, do którego mocno selekcjonuję produkty. Wybieram takie, które zdecydowanie wyróżniają się na tle "konkurencji", zmieniają coś w moich kosmetycznych nawykach, czy dają spektakularne efekty. Nie ma mowy o przypadkach!
Moje wymagania, plus fakt, że nie testuję codziennie innych kosmetyków składają się na to, że ulubieńcy nie pojawiają się zbyt często. Z tymi dziesięcioma miesiącami przesadziłam, ale myślę, że następny tego typu post trzeba będzie poczekać co najmniej do grudnia.
Ale dobra, wystarczy zbędnego "gadania" przejdźmy do konkretów!
Soraya plante, naturalnie wygładzający scrub do ciała, drobinki cukru i olejek z czarnej porzeczki - jeśli dobrze pamiętam o tym produkcie nie pisałam ani na blogu, ani na instagramie, ponieważ używałam go w czasie, gdy miałam zajętą głowę pracą licencjacką i praktycznie nie byłam aktywna w internecie. Potem wyrzuciłam opakowanie i nie miałam jak do niego wrócić, żeby go zrecenzować. To za co lubię i doceniam ten peeling to po pierwsze zapach (liści czarnej porzeczki), po drugie konsystencja (przypomina mi surowe kruche ciasto), a po trzecie i najważniejsze - działanie. Poza tym, że radzi sobie z usuwaniem martwego naskórka, nie pozostawia żadnych zbędnych warstw. Bardzo przyjemnie się go używało i szczerze mówiąc jest to jeden z moich ulubionych peelingów. A wszystko dzięki Ani, która mi go poleciła ❤.
Avon, Juice Burst - pozostając w temacie kąpieli, nie mogę nie polecić czegoś od Avon. I żele i płyny były bardzo fajne, ale to te drugie skradły moje serce. Szczególnie do gustu przypadła mi wersja juice burst, która ma bardzo intensywny zapach (mandarynek i imbiru). Taki zapach i ogromna ilość piany to idealny przepis na relaks jesienią.
Francuskie perfumy, nr 630 - przerobiłam już kilka marek specjalizujących się w produkcji zamienników sławnych perfum i przyznam się, że francuskie perfumy zrobiły na mnie największe wrażenie. Nie dość, że bardzo dobrze oddają zapachy, którymi są inspirowane, są tanie i trwałe. Planuje testować kolejne wersje.
e-FIORE oczyszczający szampon do włosów ALOES + ZIOŁA - to był szampon jakby stworzony do moich potrzeb - delikatny, ale dobrze oczyszczający, dodający włosom blasku i miękkości oraz nie potęgujący efektu puszenia. Megaa!
Stars from the stars, space dace cloudless sky, magiczne masełko do demakijażu - ładnie pachniał, był skuteczny, bezproblemowy i miał bardzo fajną gładką konsystencję. Razem z fluff i faceboom zrobił na mnie tak samo dobre wrażenie.
Bielenda, blue matcha, esencja tonizująca w mgiełce - nie raz i nie dwa pisałam, że to najlepsza mgiełka jaką znajdziecie w drogierii, dlatego jej obecność w zestawieniu ulubieńców nie powinna dziwić. Bardzo lubie jej zapach oraz maksymalnie drobną mgiełkę. Aż zostawiłam sobie jej opakowanie i przelewam mgiełki, które miałam w zapasie a nie mają tak fajnego atomizera.
Floslek, nawilżający żel, peony water bomb 2 w 1 - oj lubię ten krem. Zarówno przez nietypową, galaretkową konsystencję, różany zapach, estetyczne opakowanie, ale też za działanie. Krem dobrze nawilża, bez obciążania skóry, ani tłustych warstw. Ode mnie duża okejka!
Glam shop - brązer w kremie - recenzując go bardzo chwaliłam formułę, ale narzekałam na kolor. Gdy wróciłam do niego we wrześniu przekonałam się także do koloru i teraz noszę go praktycznie codziennie. Jest bardzo łatwy w pracy, dobrze napigmentowany i trwały. Wszystko czego oczekiwałabym od kremowego konturu.
Glam shop - róż "panna młoda" - awansował na miano mojego ulubionego różu przez to, że jest baardzo dobrze napigmentowany, a jednocześnie tak łatwy w pracy, że dwa ruchy i jest idealnie wyblendowany. Już zapisałam na liście zakupowej inne kolory i nie powiem, z chęcią skomponowałabym całą paletkę róży Glamu.
Wibo sticky but not tricky - bardzo dobrze pracowało mi sie z tą bazą i żałuję, że była częścią kolekcji limitowanej. Aktualnie jest prawie nie do zdobycia, a szkoda - nie bez powodu była zachwalana przez praktycznie każdą youtuberkę. Używałam jej dość długo, ale w tym miesiącu musiałam już wyrzucić. Na szczęście większość zużyłam, ale końcówka mi się zwarzyła (pigment oddzielił się od wody). Baza miała jasny kolor, dzięki któremu podbijała kolory cieni, ponadto zastygała, ułatwiała blendowanie oraz maksymalnie przedłużała trwałość. Stysio zwróć nam jakoś tą bazę 😂.
Znacie, któryś z tych produktów? Co na Was zrobiło największe wrażenie w ciągu ostatnich miesięcy?
Bardzo lubię płyny do kąpieli z Avon, chociaż tej konkretnej wersji zupełnie nie znam :)
OdpowiedzUsuńA jakie polecasz?
UsuńNie sądziłam, że tak dawno nie było u Ciebie ulubieńców! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znalazł się w tym zestawieniu produkt z mojego polecenia. Peeling jest totalnym sztosem i moim nr 1 - ma idealną formułę. Szkoda, że go wycofują z rossmannów - chyba po przejęciu soraya przez bielenda.. Teraz zostanie kupować je w naturze jako healthy body diet. Swoją drogę muszę kupić kokosową wersję, jako jedyna została mi do testów.
Toniku Bielenda się spodziewałam i znowu powiem, że żałuję, że mam takie zapasy i nie mogę go kupić.. Ale np nie spodziewałam się żelu do twarzy i masełka - nie sądziłam, że są aż tak fajne!
Właśnie healthy body diet jeszcze nie testowałam, ale planuję sie skusić tylko jeszcze nie wiem na jaką wersję 😉. Tonik jest zdecydowanie wart nagięcia zasad. A żel i masełko mnie do siebie mocno przekonały 😁
UsuńHi,
OdpowiedzUsuńNice blog. I am new. Do you want to follow each other?
https://fashionandwishlist.blogspot.com/
Thanks <3
UsuńZnam jedynie peeling do ciała i to również z polecenia Ani :) Chętnie się skuszę na tonik z Bielendy, bo nie ukrywam zaintrygowałaś mnie nim :) Pozostałych kosmetyków nie znam no może oprócz płynu do kąpieli z Avonu, który czeka na zużycie :D
OdpowiedzUsuńTonik jest mega. Już za nim tęsknię 🙈
Usuń