Blogosfera sprawnie działa od lat, choć co róż zmienia kierunek w jakim podąża. W latach jej największej świetności, modne były tagi, czyli lekkie wpisy łączące tematykę kosmetyków z nutą prywaty. Razem z dziewczynami z którymi tworzę #blogerkipolecaja, stwierdziłyśmy że reaktywujemy jeden taki tag, który kiedyś krążył w viralu, a konkretnie kosmetyczny alfabet. Jest to swego rodzaju challenge dla nas, czy będziemy potrafiły wymienić przykład marki kosmetycznej na każdą kolejną literę alfabetu. Sama jestem ciekawa czy podołam! Przekonajmy się ;).

A - tu na myśl przychodzą mi marki takie jak Alterra, Affect czy Anastasia Beverly Hills. Z dwoma pierwszymi miałam do czynienia i to z pozytywnymi skutkami. Bardzo miło wspominam podkład Affectu i róż Alterry, który swoją drogą chyba jeszcze nie miał premiery na blogu. Koniecznie muszę to nadrobić! Co do Anastasii to jeszcze nie testowałam nic z ich asortymentu, ale do paru rzeczy wzdycham :D.

B - Bielenda, Basiclab, Bourjois... Pierwsza myśl to Bielenda, czyli jedna z moich ulubionych marek pielęgnacyjnych, choć konkurencja rośnie w siłę ;). Mogłabym wymienić dziesiątki świetnych produktów Bielendy jakie testowałam, ale pierwszym który przychodzi mi na myśl jest borówkowy mus do mycia twarzy. Wszystko było wyjątkowe w tym produkcie: od konsystencji, przez zapach, po działanie! Z Basiclab mam odżywkę do włosów i krem do rąk, obie rzeczy są świetne i myślę o nich w kategoriach ulubieńców. Mimo że Basiclab znam już jakiś czas i od zawsze postrzegałam ją jako "porządną" markę, tak teraz ma swój rozkwit i dosłownie gdzie się nie rozejrzę widzę wpisy wychwalające ich produkty. Szczególnie serca kosmetykomaniaczek podbijają sera spod pióra tej marki, więc chyba czas w końcu jakieś przetestować. Najbardziej po głowie chodzi mi peptydowe serum pod oczy, podobno działa cuda. Bourjois zaś to marka do której mam ambiwalentny stosunek. Uwielbiam ich podkłady, ale cała reszta ich asortymentu totalnie mnie nie ciekawi.

C - pierwszy do głowy wpadł mi Catrice, możliwe dlatego że to marka z którą zaczynałam swoją makijażową przygodę, a ich podkład All matt plus, towarzyszył mi przez dobre kilka lat. Do tej pory mam do niego sentyment! Z marek na C znam też Clinique, który rozbudził moją miłość do balsamów do demakijażu. Wtedy gdy je testowałam - trochę ponad dwa lata temu, w drogerii nie szło znaleźć żadnego balsamu, na szczęście teraz jest z tym o wiele lepiej. Planuję przetestować jeden z fluff i jeden z faceboom, mam nadzieję że mnie zadowolą, bo to Clinique o ile było fajne to z pewnością nie było warte 150 zł. 

D - tu zaczynają się schody :D. Staram się wymyślać marki, których produkty testowałam, a tutaj przychodzą mi na myśl jedynie Delia i Dermedic, czyli takie, które znam jedynie ze słyszenia. Aaa mam jeszcze Dove, z którego wieki temu testowałam żel pod prysznic, ale miał kiepski zapach i więcej nie wróciłam do tej marki :D.

E - E jak Efektima, czyli polska firma, z której testowałam przyjemne płatki pod oczy. Mógłby też być Erborian, o którego kremach bb słyszałam wiele dobrego. 

F - zapewne każdy od razu skojarzy z Fa, firmą specjalizującą się produkcją kosmetyków do pielęgnacji ciała, a szczególnie żelami pod prysznic. Testowałam różne wersje tych żeli m.in. ipanema nights czy fiji dream, ale żadna z nich nie zrobiła na mnie większego wrażenia.

G - Golden rose, czyli kolejna marka, która towarzyszy mi od początku malowania się, a obecnie znacznie jej mniej i w mojej toaletce, i w internetach. Jakiś czas temu mijając w galerii wyspę GR, skusiłam się na pomadkę Longstay, głównie z sentymentu zarówno do marki, jak i serii Longstay. Kiedyś jeśli już nie nosiłam na ustach przedstawiciela tej serii, to używałam chyba jeszcze bardziej serii - crayon. Do tej pory uwielbiam numer 8, czyli najpiękniejszy odcień pomadki jaki kiedykolwiek posiadałam. G to też Glamshop, z którym już niedługo się zapoznam, bowiem skuszona przez Turkusową i Kamilę-jk, złożyłam dzisiaj zamówienie, które zapoczątkuje komponowanie mojej własnej paletki ;). Póki co poszłam w maty i wrzuciłam do koszyka próbkę podkładu, ale chciejlista z tego sklepu jest długa :D.

H - Hakuro, świetna marka z pędzlami o naprawdę wysokiej jakości, w stosunkowo niskiej cenie. Mój pierwszy pędzel hakuro (H50), kupiłam bodajże 6 lat temu, jak nie dalej, a wygląda jak nówka sztuka. Pędzle to ten typ rzeczy, w które warto inwestować, bo odwdzięczą się długą i przykładną służbą ;).

I - Isana to pewnego rodzaju odpowiednik Balea, zwłaszcza jeśli chodzi o żele pod prysznic. Jednak mnie osobiście ani te z Balea, ani z Isany za bardzo nie porywają ;). Za to mam kilku ulubieńców z pozostałej części asortymentu. W przypadku isany, bardzo miło wspominam sensitiv shampoo.

J - Joanna - podczas mojej chwilowej przygody z blondem namiętnie używałam niebieskiego szamponu tej marki i muszę przyznać, że był świetny, a co najważniejsze w duecie z płukanką, skutecznie utrzymywał chłodny kolor włosów. 

K - Kallos, czyli marka sławna z wielkich, całkiem fajnych masek w niskich cenach. Wieki temu testowałam wersje blueberry, a na blogu mogliście czytać o multiwitaminie i bananie. Kiedyś były na absolutnym topie, teraz chyba mają za dużą konkurencję ;).

L - Lovely, czyli drogeryjna marka kolorówkowa, która z pewnością towarzyszyła większości Polek w początkach ich makijażowej drogi, dzięki niskim cenom i stosunkowo dobrej jakości. Jestem pod wrażeniem, jak fajną drogę obiera zarówno Lovely, jak i jej siostrzana marka, czyli Wibo. Cały czas poprawiają jakość swoich produktów i wypuszczają coraz to bardziej wyjątkowe kosmetyki. Nowa kolekcja pastel tropic? Z pewnością coś czego brakowało w drogeriach, a tak jak w przypadku pastelowych kredek do oczu to nawet w perfumeriach ciężko było coś takiego dostać.

Ł - Naprawdę intensywnie myślałam, czy jest jakaś marka na Ł i nie byłam sobie w stanie nic przypomnieć. Wspomogłam się listami alfabetycznymi marek w kilku sklepach internetowych, ale nigdzie nie ujęto Ł, więc najprawdopodobniej takowej firmy nie ma. 

M - Maybelline to marka, która w mojej kosmetyczce dominuje w dziale produktów do brwi (nie żebym miała ich jakoś przesadnie wiele ;)). Szczególnie miłością darzę tattoo brow, koloryzujący żel do brwi, wodoodporny, który co prawda mógłby mieć bardziej precyzyjny aplikator, ale nadrabia efektem jaki daje na brwiach. Polecam! Na M zaczynają się też marki takie jak Miyo, Miya czy Mincer, ale z nimi mam dużo mniejsze doświadczenie. 

N - tutaj do głowy przychodzi mi Nam, czyli marka której jeszcze nie miałam okazji testować, ale swoim standem zrobiła na mnie duże wrażenie podczas ostatniej wizyty w rossmannie. Wszystko wyglądało pięknie i miało spójne opakowania, co zawsze zwraca moją uwagę na półkach sklepowych. Przy następnej okazji coś z Nam zawędruje ze mną do domu ;).

O - Organic shop robi świetne peelingi do ciała w niskich cenach. Zawsze z przyjemnością do nich wracam.

P - Paese, czyli marka stojąca za moim ulubionym pudrem pod oczy puff cloud. Pieję nad nim z zachwytu przy każdej możliwej okazji, bo jest naprawdę wyjątkowy!  Ma niezwykłe wykończenie, wręcz aksamitne pod palcami. Dzięki temu ratuje nawet najsuchszy korektor, tak że wszystko razem wygląda ultra gladko i świeżo. Nie wyobrażam sobie nie mieć go w toaletce.

R - Revolution, marka która wstrząsnęła całym światem beauty. Dobrze pamiętam jej początki i dyskusje/kontrowersje jakie za sobą ciągnęła. Początkowo, myślę że marka ta mogła konkurować z wibo, lovely i inną kolorówką z rossmanna, teraz już niekoniecznie. Chyba wszyscy widzimy jak bardzo Revolution idzie w ilość, a nie w jakość.

S - Sally Hansen to marka z której testowałam jeden lakier, niestety nie pamiętam jego nazwy, ale miał przepiękny kolor baby blue i kosztował krocie jak na zwykły lakier. Niestety jego jakość nie odpowiadała cenie i miałam z nim same kłopoty - nie chciał zastygać, rozmazywał się i słabo utrzymywał... Obecnie, widzę że lakiery te są w lepszej cenie, swój kupiłam w rossmannie więc może dlatego był taki drogi. Nie mniej piję do tego, że może czas do nich wrócić i zweryfikować czy trafiłam na felerną sztukę, czy poprostu nie pasują mi te lakiery. 

Na S jest też inna marka lakierów do paznokci - Safari. Pamiętacie ją? Obecnie widuję ją w niektórych mniejszych sklepach i chińczykach. To dopiero był hicior, a i jakościowo dawały radę.

T - The balm to twórca mojej ukochanej Mary Lou. Testowałam już sporo rozświetlaczy, ale to do Mary wracam najczęściej i najchętniej. Uwielbiam i wiem, że jak skończę obecny egzemplarz to kupię kolejny.

U - Uzdrovisco poznałam niedawno, w zasadzie dopiero w tym roku, ale dawno żadna marka nie wywołała u mnie na dzień dobry tyle zachwytu i pozytywnych emocji. Przez ponad miesiąc, na noc, używałam toniku i ampułki tej marki i przez ten czas stan mojej skóry znacznie się poprawił. Koloryt był ujednolicony, skóra wyglądała ultra zdrowo i co ważne nie zdarzały mi się najmniejsze krostki, czy to jakieś alergiczne czy wypryski. No cuda!

W- Wibo to moja ulubiona marka z rossmanna. Gdy tylko jestem w tym sklepie zawsze zaglądam za nowościami w standzie wibo. Szczególnie upodobałam sobie Feel my mind Zmalowanej i bronzer beach cruiser - dwie petardy, które poleciłabym w ciemno każdemu.

X - XXX revolution. Ciężko wymyślić jakąś markę na X, a to jedyna jaka przyszła mi do głowy. Nie miałam nic z asortymentu XXX. Nie planuję nic testować, ale też tego nie wykluczam.

Y - Yves Rocher to dość popularna marka, bo szeroko dostępna. Przyznam się, że zawsze zapominam tam zajrzeć jak jestem w galerii 🙈, a muszę to zmienić bo do tej pory mam w pamięci genialny krem jaki od nich testowałam. Nazywał się Elixir Jeunesse i z tego co pamiętam, miał piękny kwiatowy zapach, ładnie nawilżał, szybko się wchłaniał i miał matowe wykończenie. Bardzo lubiłam stosować go na dzień pod makijaż.

Z - Zoeva. Niechcący wyszedł mi dzisiaj powrót do przeszłości, bo Zoeva to kolejna marka, która swój boom miała ok. 5 lat temu. W toaletce mam jedną paletę tej marki - Matte i bardzo chętnie do niej sięgam. Cienie są świetnej jakości. Odkąd marka znajduje się w sephorze, a nie w mintishopie to jakoś rzadziej przeglądam ich nowości. Aż po skończeniu posta zajrzę na stronę sephory :P.

I tak prezentuje się mój alfabet. Dość szybko i przyjemnie poszło mi z wymyślanie marek. A wciąż przypominają mi się kolejne jakie mogłam umieścić. Pokazuje to tylko jakimi szczęściarami jesteśmi i jak szeroki mamy wybór. 

Jestem bardzo ciekawa jak dziewczyny poradziły sobie z tym challengem. Zapraszam również Was by się tego przekonać:
Lubicie czytać tagi? Czytałyście blogi, gdy tagi były mega popularne?

14 komentarzy:

  1. Ale super się czytało! Jak na plotach u koleżanki :*
    Po przeczytaniu mam ochotę nawiązać do żeli i lakierów. Żele dove też i mi nie przypadły do gustu, jakoś nie rozumiem fenomenu. Natomiast co do Fa to miałam pare ich żeli i tylko 1 wspominam mega miło woda kokosowa - cudo! Może dlatego, że miałam go na wakacjach w zakopanym i za każdym razem jak o nim myślę wracam do tego miejsca :) Isana i Balea.. Z isany powinnaś sprawdzić nowy żel mango - wąchałam go i nawet mi się podobał, także Tobie tym bardziej powinien! A co do balea to może trafiłaś na słabą wersję, bo kojarzę u Ciebie taką z piórkami, co prawda tej nie miałam, ale takie łączące cechy szamponu i żelu, jakby dziecięce to słabe są raczej takie cukierkowe, owocowe nie wiadomo co :P
    Lakiery rimmel i sally hansen to moi ulubieńcy, są mega wygodne przede wszystkim, ale i super trwałe dla mnie (z topami of kors), więc może miałaś słabsze egzemplarze, albo to kwestia top coatu też :) Natomiast safarii to takie buble dla mnie, ale zapomniałam o tej marce! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baardzo się cieszę, że dobrze Ci się to czytało, bo fajnie mi się to pisało :D. Chyba też miałam wersję z wodą kokosową i chyba też mi się podobał.. Nie pamiętam na sto procetn :D. Na pewno przy najbliższej okazji poszukam połączenia isany i mango. Jestem go mega ciekawa :). Ja zawsze mam takie szczęście że trafiam na najsłabsze wersje z całej serii :D. Czy to w balea, rimmel czy sally :D. Możliwe że kiedyś spróbuję szczęścia w innych wersjach :P

      Usuń
  2. Genialny pomysł na wpis :D Super sie go czytało :D Pozdrawiam cie ciepło i obiecuje wpadać częściej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny pomysł na tekst! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Isanę i ja lubię :) Super pomysł na post :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o Yves Rocher to przyznam szczerze, że gdybym tam nie pracowała, to bym w życiu nie sięgnęła po tę markę xD Głównie dlatego, że ceny regularne są wysokie - ALE! niektóre produkty są naprawdę warte. Elixir to świetna linia, serum z tej linii jest świetne. I do tej pory uwielbiam krem pod oczy, który faktycznie u mnie działa :D
    Jeszcze płyn dwufazowy z bławatkiem do demakijażu oczu jest świetny, ale cena trochę za wysoka.

    I się powtórzę - te zdjęcia są super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dostałam trochę próbek Yves Rocher przy okazji wygranego rozdania, tak to ceny tam rzeczywiście trochę odstraszają... Dawno tam nawet nie zaglądałam ;).
      Dziękuję :*

      Usuń
  6. Fajny pomysł na post :) mi na N od razu przyszło na myśl Nacomi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, no rzeczywiście zapomniałam o nacomi :D

      Usuń
  7. Widzę, że sporo marek się nam pokrywa :) nawiązując do żeli Dove to jak chyba nigdy nie miałam go w swojej łazience 🤣 a jeśli chodzi o ABH to polecam pomadkę do brwii. Co prawda cena jest wysoka ale naprawdę sunie po brwiach jak masełko 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię pomady i o Anastasii w tej kwestii słyszałam dużo dobrego, więc kiedyś na pewno się skuszę :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz :). Staram się na wszystkie odpowiadać i odwiedzać blogi komentujących ;)
Zgodnie z rozporządzeniem RODO zostawiając komentarz zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych.